środa, 29 października 2014

Rozdział 97:




- Ewka, co to jest ? – zapytałam chłodnym tonem właścicielki domu, rzucając papiery na stół. Lepiej, żeby użyła porządnych argumentów, bo chyba wyjdę dziś z siebie. Wyczekująco stałam, zmieniając nogi, aż brunetka wyjaśni co to wszystko miało znaczyć, a przede wszystkim co robiło u niej pod łóżkiem.
- Kilka dni temu była tu Anka. – oznajmiła głośno przełykając ślinę.
- Tylko tyle ? – położyłam ręce na biodra.
- Powiedziała, że znalazła to w rzeczach Roberta, kiedy szukała kontraktu, który potrzeby był natychmiast trenerowi. Jak sama stwierdziła – Ja będę wiedziała co z tym zrobić. – wyjaśniła, a mnie zalała biała gorączka. – Ja naprawdę nie chciałam przywoływać wspomnień twojego zmarłego dziecko ktokolwiek był ojcem – broniła się, ale to nie na nią byłam wściekła. Wiem, że starała się wybrnąć z sytuacji tak, aby żadna ze stron nie ubolewała.
- Ja go zabiję ! – krzyknęłam i szybko sięgnęłam po kurtkę.
- Olka, błagam, uspokój się ! – radziła, kiedy wychodziłam z domu. Nadal nie mogłam przetworzyć tej sytuacji. Anka zabiła dziecko moje i Marco, a teraz przylazła z tymi cholernymi dokumentami. Sądzę, że lepiej byłoby dla mojej psychiki, gdybym nadal żyła w nieświadomości cholernego przekrętu Roberta.
- Zajmij się Leo, proszę – zignorowałam ją i wsiadłam do samochodu.

~4 h później ~
Podjeżdżając pod nowy, wypasiony dom Lewego, moja złość sięgała zenitu. 

To się urządził, laluś. Gdyby nie ta jego pieprzona intryga, byłabym z Marco, urodziłabym nasze dziecko, które aktualnie nie było by aniołkiem, a Leoś miałby wspaniałe rodzeństwo.
            Trzasnęłam drzwiami, stając na jasnej kostce. Gdyby Marco słyszał by to, pewnie dawno byłabym już nieżywa.  Nacisnęłam dzwonek i odczekałam kilka sekund. Czyżby teraz złapał cykora ? Powtórzyłam czynność ponownie, a w drzwiach stanęła ciemno włosa piękność, która w żadnym calu nie była Anką oraz ani trochę jej nie przypominała. 

- Słucham? – rzuciła znudzona.
- Zejdź mi z drogi, dziwko – wcale nie zamierzałam być taka złośliwa. Pchnęłam ją na ścianę i weszłam do środka. No, tutaj też niezłe gniazdko sobie uwili.
- Suka- wycedziła, trzaskając drzwiami. Lepiej pilnuj, aby ten ręczniczek ci nie spadł.
- Kotku, kto przyszedł ? – na dole zjawił się Robert w samych bokserkach. Mógłbyś już wyrzucić te starocie.  
- Kotku ?- uniosłam prawą brew. – Ania o tym wie ?
- Ola ?! – nie święty Mikołaj.– Co ty tu robisz – nerwowo przeczesał ręka włosy.
- Wiem o wszystkim co zrobiłeś. – od samego początku nie planowałam owijać w bawełnę.
- Nie rozumiem – pokręcił głową.
- Teraz udajesz idiotę ? – prychnęłam z udawanym rozbawieniem.- Widziałam twoje prawdziwe badania na ojcostwo. Wiem, że z pewnością zapłaciłeś za to. Potem przez ciebie Anka zabiła dziecko, które było moje i Marco. To ty zniszczyłeś wszystko co było między nami. Przez ciebie cierpiałam !
- A to o to tyle zachodu. – spojrzał na swoją kochankę.
- Naprawdę tylko tyle masz mi do powiedzenia ?!
- Tak , wiem, źle zrobiłem, ale to wszystko było z miłości – ruszył w moją stronę.
- Nawet mnie nie dotykaj ! – krzyknęłam odskakując w tył. – Kto wie, gdzie miałeś te paluchy.
- Powinnaś wiedzieć- splunął. – Marco dobrze zna wszystkie te zakamarki – tego już było za wiele. Z całej siły strzeliłam mu w twarz.
- Żałuję każdej chwili spędzonej w twoim towarzystwie. Jesteś zwykłym gnojem, który nie szanuje niczego i nikogo. Może nawet na rękę ci było, że nasze dziecko przestało żyć przez twoją pierdolniętą żonkę. Oboje macie krew na rękach!  Jako psycholog poradzę wam, abyście na jump’a skoczyli do psychiatry. Choć nie wiem czy to wam pomorze – słowami wyraziłam całą swoją frustrację. Kochanka Roberta stała pod ścianą z otwartymi ustami. Nie sądzę, aby nadal chciała mieć z nim do czynienia. – A i przekaż Ani, że te jej programy są do dupy i przyprawiasz jej rogi z bardzo ładną dziewczyną – odpowiedziałam zadowolona. To było jedno z moich udanych przemówień. Puściłam ciemnowłosej oko i opuściłam dom. Nie mam ochoty dłużej przebywać w jednym pomieszczeniu z takim bezdusznikiem jakim był Lewandowski. Wsiadłam do samochodu, a tam już kompletnie się rozkleiłam.

~Marco ~
Strasznie stęskniłem się za Leo … no i Olą. Dzień bez ich uśmiechu jest dniem straconym.
            Z racji tego, że dziś nie miałem treningu, więc postanowiłem pojechać do Piszczków z wizytą.
- Cześć Ewka- pocałowałem brunetkę w policzek, kiedy wpuściła mnie do środka.
- Hej- odparła jakoś dziwnie zamyślona. Po przekroczeniu progu, od razu powędrowałem do salonu i wyjąłem małego z wózka.
- Witaj synku – pocałowałem go w główkę. Mały uśmiechnął się szeroko. Położyłem go na małym kocyku, zabierając ze sobą kilka jego ulubionych zabawek.
- Oli nie ma ? – zapytałem cicho. Chyba bałem się tego,  że mogłaby to usłyszeć, a sytuacja z pewnością by się zaostrzyła. Ewa wyszła z kuchni i usiadła na fotelu naprzeciwko. Westchnęła cicho, ale z poczuciem winy i oznajmiła:
- Pojechała do Monachium
- Jak to ?! Po jaką cholerę ?! – uniosłem się, a zabawki wyleciały mi z rąk. Leoś zaczął płakać. Wziąłem go na ręce i zacząłem nosić po całym salonie.
- Jest głodny- Ewa podała mi butelkę z mlekiem.
- Dzięki- uśmiechnąłem się cierpko. Powędrowałem na górę, gdzie mieszkała tymczasowo Ola, nadal nie spokojny po tym co powiedziała mi Ewa. Nakarmiłem małego i ułożyłem na środku łóżka, aby nie spadł, kiedy tak sobie smacznie śpi. Położyłem się obok mojego supełka, aby chwilę potem znów się podnieść. Spod pleców wyjąłem bluzkę Oli.

 Nadal tak cudownie pachniała jej perfumami. Nie przespałem ani godziny tej noc, więc położyłem głowę na poduszkę i przytuliłem do bluzki mojej ukochanej. Jakoś nie śpieszyło mi się, aby dopytać Ewy o to po co dokładniej Ola pojechała aż do Monachium.  Zastanawiając się jak poprawić relacje w naszym związku, Morfeusz porwał mnie w swoje ramiona.
Nie wiem ile spałem ani ile spał Leo, bo kiedy otworzyłem powieki on już gaworzył. Niestety nie mogłem urwać sobie jeszcze bardzo króciutkiej drzemki, bo zadzwonił mój telefon.
„- Słucham – odebrałem zaspanym głosem
- Pan Marco Reus ?
- Tak, to ja
- Mam dla pana ważną wiadomość. Pani Aleksandra miała wypadek. Po więcej informacji proszę natychmiast przyjechać do szpitala na Bahnhofstaβe.”



-------------------------------------------------------------- 
Witajcie kochani !
Na początku chciałam podziękować za super komentarze, które jeszcze bardziej mnie zmotywowały. 
Dziś mam trochę więcej czasu, więc może zajrzę na wasze blogi umieszczone w SPAM-ie oraz te które obserwuje. Być może skomentuję xd :D 
To jak, typujecie już wynik z Bayernem ? :D 

sobota, 25 października 2014

Rozdział 96:



~Marco ~

Pod domem Piszczków byłem 45 minut później. Leoś zmęczony zabawami z babcią spokojnie zasnął. Po cichu i wraz z małym wszedłem do środka. Z tego co wywnioskowałem, Ewa i Łukasz nadal nie wrócili z obiadu u Błaszczykowskich.

- Gdzie wy byliście ? – w korytarzu, chłodnym tonem przywitała nas Ola. Przykładając palec do ust, kazałem jej się uciszyć. Zaniosłem małego do sypialni, gdzie nocowała moja ukochana, przykryłem kocykiem i ucałowałem w czoło. Kiedy wróciłem na dół, Ola stała obok okna i wycierała łzy z policzka.

- Skarbie – dotknąłem jej ramienia. Brunetka podskoczyła do góry.

- Martwiłam się – powiedziała smutnym głosem. Aż serce mi się krajało, kiedy widziałem jak płacze i to przeze mnie. Swoją rękę przesunąłem do karku, opuszkami palców zataczając kółka na jej skórze. – Proszę nie dotykaj mnie – mruknęła.

- Wiesz, że nie podpiszę tego kontraktu – oznajmiłem w nosie mając jej poprzednią prośbę.

- To nie zmieni faktu, że mnie okłamałeś – odpowiedziała i odsunęła się na „bezpieczną odległość”. – Wyjdź, a ja obiecam ci, że nie stracisz kontaktu z Leo.

- Ola – westchnąłem ciężko – Kocham cię i nie zamierzam zostawiać

- Już kiedyś tak mówiłeś – uśmiechnęła się słabo, jakby powiedział coś śmiesznego.

- Nie wracajmy do tego – poprosiłem. Nienawidzę  wracać do wspomnień, w których również pojawia się Robert. Wiem, jaki błąd popełniłem i chcę raz na zawsze o tym zapomnieć.

- Może warto – splotła ręce na klatce piersiowej – Widzisz co się z nami dzieje ? Ciągle coś staje nam na przeszkodzie. Teraz to są twoje marzenia, które powinieneś spełniać – stwierdziła, a w jej oczach znów zabłysły łzy – Marco, przecież zawsze chciałeś tam grać !

- Zrozum – złapałem ją w tali, przyciągając do siebie- Nie chcę tam jechać, nie bez was. Ty i Leo jesteście moją rodziną. W dupie mam ta całą Barcelonę i hajs, jaki mi oferują! Chcę ciebie … - tę część zdania wypowiedziałem nieco ciszej i zetknąłem nasze czoła – Ciebie – powtórzyłem, patrząc głęboko w jej oczy – Tą Ole, którą poznałem i w której się zakochałem- szepnąłem i pocałowałem ją. Jak ja za tym tęskniłem. Jej miękkie usta, pieściły teraz moje. Uwielbiałem ich dotyk i nie mówię tu tylko o tej górnej części ciała, ale to temat nie na teraz. Chwilę angażowała się w pocałunek i coraz bardziej dawała mi przejmować kontrolę nad swoim ciałem, które trzymałem w ramionach.

- Nie ! – krzyknęła, wyrwała się i uciekła na górę. Zawiedziony postanowiłem opuścić dom. Niestety ten gol również okazał się spalonym…



~Ola ~

W nocy nie mogłam spać. Ciągle, w mojej głowie przewijały się obrazy tego co powiedział mi Marco. Oczywiście pamiętając o jego pocałunku, który całkowicie zbił mnie z toru. Odrzuciłam kołdrę na bok i powędrowałam do łazienki. Obmyłam twarz zimną wodą i wróciłam do sypialni. Wtedy zauważyłam, że pod łóżkiem leży smoczek Leo. Sięgnęłam po niego i wraz z przedmiotem wyciągnęłam kopertę zaadresowaną do Roberta. Lewandowski i Piszczkowie ? To złe powiązanie. Nie chciałam tego otwierać, ale przeszłość jaka łączyła mnie z Robertem była ważniejsza. Rozerwałam kopertę i zagłębiłam się w tekście.


W momencie zapłodnienia u dziecka tworzy się nowy zestaw DNA. Zgodnie z definicją dziedziczenia opracowaną przez G. Mendla, każdy człowiek otrzymuje dwie kopie materiału genetycznego- jedną od matki a drugą od ojca. Podczas wykonywania testu DNA dokonuje się porównania materiału genetycznego dziecka, matki oraz domniemanego ojca. Mężczyzna jest biologicznym ojcem danego dziecka tylko wtedy, gdy połowa jego kodu genetycznego zgadza się z odpowiednią połową kodu dziecka.

Prawdopodobność ojcostwa p. Roberta Lewandowskiego – 10 %
Prawdopodobność ojcostwa p. Marco Reus’a – 90% 


Że co kurwa … ?!



----------------------------------------------
Witajcie kochani ! 
 
Rozdział miał pojawić się wczoraj, ale złapałam małą załamkę. Teraz już jest okey. 
Nie pochwalam dziewczyn, które proszą ciągle o komentarze, ale pod ostatnim nie pojawił się żaden. 
Stwierdziłam więc, że rozdziały dodawane będą co 4 dni, aby każdy mógł przeczytać. (Cieszy mnie ogromna ilość wyświetleń). 
Wiem, że może to opowiadanie się już znudzić, ale już niedługo będzie koniec. Tak go wymyśliłam i niestety muszę zakończyć. 
Dobrze, koniec wywodów. Jeśli ktoś poczuł się urażony to przepraszam. I tak jestem dumna z tylu czytelników ile jest ! Zakładając go nawet nie podejrzewałam, że moje wypociny osiągnął taki sukces, który w 100% mnie satysfakcjonuje. 
Pozdrawiam wszystkich ! :* 
Alex
Aha, i kompletnie nie znam się na testach DNA, czy ojcostwa, więc proszę się tym nie sugerować. Tyle znalazłam w internecie :D 


wtorek, 21 października 2014

Rozdział 95:




~Marco ~

Ewa miała rację. Ola wyprowadziła się, a nasz dom wyglądał jak po 3 wojnie światowej. W salonie niesprzątnięte puste butelki i opakowania, większość ubrań zamiast w garderobie, spoczywała na podłodze, a pokój Leosia był doszczętnie wyczyszczony z zabawek, których wiele nie miał. Westchnąłem ciężko i opadłem na kanapę. Dlaczego kolejny raz kłócimy się z mojego powodu ?! Miało być dobrze ! Dlaczego ja ?! Nie chcę popełniać błędów z przeszłości. Nienawidzę, kiedy tak wspaniała dziewczyna, jak Aleksandra cierpi właśnie przeze mnie. Do tego dochodzi nasze dziecko, które jakby nie było potrzebuje ojca, a ja natomiast potrzebuję ich oboje do normalnego funkcjonowania. Wyjąłem telefon i zadzwoniłem do pani Teresy, znajomej mojej mamy, aby posprzątała ten bałagan, a ja w tym czasie wziąłem prysznic i ubrałem się w czyste ubrania. Zostawiając panią Teresę w domu, wyszedłem i wsiadłem do samochodu, aby udać się do domu Piszczków.

~Ola~
To niby tylko dwa dni, a ja już za nim tęsknię. Cholernie, a to zjada mnie od środka. Pewnie bawi się teraz z kolegami. Zabrałam, przed chwilą obudzonego Leo, z łóżka i zeszłam na dół, gdyż pora jedzenia szybko się zbliżała. W salonie Ewa usiłowała porządnie uczesać Sarę, aby w końcu mogły wyjść do Oliwki. 

Włączyłam wodę, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Oniemiałam, kiedy otwierając je, zobaczyłam jego.
- Co tu robisz ? – udałam niewzruszoną, ale nadal byłam wściekła. Moje uczucia ciągle się zmieniały. Od początku dobrze wiedział, że nigdy się stąd nie wyprowadzę !
- Przyszedłem się z wami zobaczyć – oparł się jedną ręką o framugę drzwi. O Boże. Dobrze wie jak to na mnie działa. Czy ty się właśnie ze mną droczysz, Reus ?!
- Niepotrzebnie- burknęłam, kiedy on był szybszy i zabrał a raczej wyrwał z rąk Leo, któremu na twarz wdarł się ogromny uśmiech.
- Daj mi to wszystko wytłumaczyć – wyłączył gaz, aby czajnika wraz z domem nie wypuścić w powietrze.
- Nie wiem czy chcę tego słuchać – odpowiedziałam i nie miałam innego wyjścia jak zamknąć drzwi. Ewa tak jakby przestała oddychać, a Sarze kazała się kompletnie zamknąć z czego dziewczynka nie była zadowolona, bo uwielbiała wujka Marco.
- To nie tak jak myślisz – powiedział, głaszcząc małego po głowie.
- Wyjdź – powiedziałam, przymykając powieki ze złości.
- To daj mi pobyć z Leo
- Trzeba go przyzwyczaić do braku taty – stwierdziłam.
- Nie zauważyłaś tego, jak się ucieszył ? – uniósł prawą brew – Pamiętaj, że to również mój syn !
- Dobrze – odparłam z wyrzutem. Przyprowadziłam wózek do korytarza, zrobiłam mleko i swojego ukochanego wypchnęłam za drzwi – Proszę. Wróćcie za trzy godziny – oznajmiłam i trzasnęłam drzwiami. Co ja wyrabiam ?! Osunęłam się na podłogę i znów zaczęłam ryczeć. Kocham go i nie chcę stracić przez jakąś głupotę, ale nigdy nie wyjadę do Hiszpanii.   

~Marco ~
Nie mogłem nic zrobić. Jest naprawdę wściekła. Spojrzałem do wózka i zobaczyłem jak Leo obdarza mnie szczerym uśmiechem. Postanowiłem, że pojadę z nim do swoich rodziców. Z pewnością chcieliby zobaczyć wnuka. Podczas drogi mały zasnął. Wziąłem go na ręce i podszedłem do drzwi, które jak na zawołanie otworzyła mi mama. Wyminąłem ją, aby ukryć to jak zły i wściekły na siebie jestem.
- Witaj synku – opuściła bezradnie ręce na moje przywitanie.
- Cześć mamo – wymusiłem uśmiech. Wszedłem do salonu i położyłem Leo na wielkiej poduszce, która spoczywała na kanapie. Dopiero po tych czynnościach ucałowałem mama w policzek.
- Tak lepiej – uśmiechnęła się i pogłaskała Leo po główce. Przy okazji wyciągnęła mały koc i okryła nim dziecko – Czym zawdzięczam sobie twoją wizytę ? – zapytała, parząc herbatę.
- Synu ! – do domu wszedł tata – Czy ty czasem nie powinieneś być na zgrupowaniu ? – zapytał zdziwiony. Oh shit ! Mogłem się tego domyśleć. Tata nigdy nie przegapił mojego meczu w reprezentacji.
- Nabawiłem się małego urazu – skłamałem gładko, zajmując miejsce przy stole.
- A gdzie moja wspaniała, przyszła synowa ? – zapytała z uśmiechem mama i podała mi kubek.
- Yyyy … zachorowała – kolejne kłamstwo.
- Oj – rzekła ze współczuciem – To może ja jej rosołek ugotuje.
- A co to jest ? – spytałem zdziwiony.
- Takie polskie z warzywami – machnęła ręką – Na pewno jej pomoże – poklepała mnie po włosach.
- Mamuś nie kłopocz się – złapałem ją za rękę.
- Spokojnie – puściła mi oko i ruszyła w stronę spiżarni. Tata od razu sięgnął po karty więc tak spędziliśmy następne cztery i pół godziny. Po uśmiechu Leo, bawiącego się z babcią nie wiedziałem, aby chciał wracać do domu, ale cóż… Nie chcę bardziej narażać się Oli. I tak obiecałem, że będę wcześniej.
- Odgrzej to i podaj Oli – poleciła i podała mi rosół zamknięty w słoiku.
- Dziękuję mamo – pocałowałem kobietę w policzek.
- Aaaa i ucałują ją od nas – uśmiechnęła się znacząco.
- Na pewno – trzecie kłamstwo na jedno popołudnie. Wspaniale, Reus ! – Do zobaczenia ! 


----------------------------------------------
Konfliktów ciąg dalszy. Wybaczcie. 
Też jestem już znudzona, ale nie mogę zrobić tego rach ciach, bo stanie się nudne ;)
Mam jeszcze jedną niespodziankę w zanadrzu :P 
Czekajcie cierpliwie do piątku ! :D
Pozdrawiam, Alex :*