Nie ma
to jak wspaniały sen, we własnym domu i przytulonym do ciebie ukochanym
mężczyzną. Tak, Marco nadal spał przytulony do moich pleców. Od jego ciała biło
przyjemne ciepło, mieszające się zapachem jego perfum Hugo Boss, a ręka mocno
oplatała mój brzuch. O Boże, jakie to cudowne. Znów czuję jego miłość, troskę i
… wspaniałą skórę, która gładko przylegała do moich pleców. Była tak aksamitna,
że przeszły mnie ciarki. Delikatnie obróciłam się, aby widzieć jego twarz. I tu
cię mam, kochanie- pomyślałam, widząc jak się uśmiecha lecz próbuje to
zamaskować. To właśnie według Marco jest grą wstępną, abym to ja pierwsza
podjęła jaką kolwiek inicjatywę. Podniosłam głowę wyżej i musnęłam jego usta,
które rozchylił, wpuszczając do środka mój język. Odwzajemnił mój pocałunek i
położył mnie na swoim ciele. Mój silny mężczyzna. Przez ten gips ważę chyba z 5
kilo więcej.
-Tak
mogę budzić się codziennie.- otworzył oczy, które zabłysły iskierkami.
-To
dopiero początek. – wyszeptałam mu na ucho. – Koniec z kłótniami
-Oczywiście-
potrząsnął głową.
-Koniec
z wyprowadzkami.- ciągnęłam dalej, aby na 100% upewnić, że nie jest zły i nie
zamierza mnie zostawić.
-Oczywiście.
– kolejny raz to zrobił. Czy on mnie właśnie prowokuje ?
-Koniec
z …
-Oczywiście,
kochanie. – niegrzecznie mi przerwał. – Teraz sfinalizujmy tą obietnicę. – znów
wtargnął do wnętrza moich ust. Tym razem pocałunek był o wiele bardziej
namiętny. Marco zjechał dłońmi na moje pośladki i mocno je ścisnął, co
poskutkowało tym, że podniecająco przegryzłam jego wargę. Przewrócił nas tak,
że znów leżałam pod nim. Kołdra już dawno leżała na podłodze, ale liczyliśmy
się tylko my.
-Tak
godzić się możemy codziennie.- wyszeptał, kiedy próbowaliśmy złapać oddech po
intensywnym wysiłku naszych ust.
-Kocham
cię, Marco.- dodałam szczęśliwym głosem, patrząc głęboko w jego oczy.
-Ja
ciebie bardziej. – dodał całując mnie w czoło na co zachichotałam. Uwielbiałam
ten jego ojcowski gest. Wtedy z pokoju obok rozległ się płacz Leo.
-Cóż,
zaczyna się- westchnął blondyn i zszedł ze mnie. Przez gips ledwie mogłam
wykonać podstawowe czynności. Marco wyszedł, a ja z trudem usiadłam. Z krzesła
zabrałam przygotowane ubrania i szybko w nie wskoczyłam.
Stwierdziłam,
że i tak będę musiała się usamodzielnić, więc wstałam z łóżka. Udało mi się za
trzecim razem. Opierając ciężar ciała na kulach, wyszłam z sypialni. Niestety
po drodze napotkałam brudną skarpetę mojego chłopaka i prawie upadłam. Prawie,
bo w porę złapał mnie Marco.
-Przyszedłbym
po ciebie. – wywrócił oczami, biorąc mnie na ręce. Kule zaś znalazły miejsce
przy ścianie.
-Nie
chcę cię przemęczać. – zrobiłam smutną minkę, a zaraz po tym wybuchłam
śmiechem.
-Spokojnie.
– prychnął.- Tam radę cię zadowolić, kiedy pozbędziemy się tego białego,
ciężkiego pasożyta. – powiedział z zawadiackim uśmiechem, znosząc mnie ze
schodów.
-Przestań!-
rozbawiona uderzyłam go w ramię.
-To
był bardzo prawdopodobny żart, kochanie.- posadził mnie na krześle, gdzie obok
mnie w specjalnym, wysokim krzesełku siedział Leo. Siedział ! Dopiero teraz
zdałam sobie sprawę, że mój synek jest już tak duży.
Marco
pocałował mnie w policzek i uruchomił ekspres do kawy.
-Masz
dziś trening?- zapytałam, obierając dojrzałego pomarańcza.
-Po
południu.-oznajmił , stawiając przede mną kawę.-Ale nie jestem pewny, czy mogę
zostawić cię samą.
-
Marco!- krzyknęłam . Chłopak odwrócił się na pięcie, aby poukładać
kanapki na talerzu.-Damy sobie radę, prawda synku ? – pogłaskałam Leo po główce
i łyżeczką podałam mu zupkę na śniadanie.
-
Lekarz wyraźnie powiedział, że mam się tobą opiekować.- powiedział poważnie,
stawiając przede mną talerz kanapek i położył ręce na moje ramiona. Westchnęłam cicho i zabrałam się za
konsumowanie.
Po
doskonałym posiłku, razem zasiedliśmy przed telewizorem. No może nie dosłownie,
bo Leoś stwierdził, że woli raczkować i wyrywać frędzle z dywanu.
-Po
kim on odziedziczył ten charakterek? – spytał Marco, patrząc na mnie. Moja
głowa aktualnie spoczywała na jego kolanach. – Od pól godziny to samo. Jak tak
dalej pójdzie, będę musiał dzisiaj jechać po dywan.
-Po
tobie, skarbie. – uśmiechnęłam się.
-Też
jestem taki zawzięty? – rzekł zdziwiony.
-Yhym…
- mruknęłam, kiwając głową z aprobatą. – Szczególnie, kiedy chodzi o nas.
Zawsze walczysz o swoje, nie tylko na boisku, i nigdy się nie poddajesz.
-
Raz już to zrobiłem.- zauważył, co przywołało lawinę nieprzyjemnych wspomnień w
mojej głowie. –Gdyby nie to aktualnie mielibyśmy dwójkę szkrabów, a trzecie w
drodze.
-
Czy ty właśnie planujesz, kiedy mam zajść w ciążę ? – zapytałam roześmiana i
jednocześnie zażenowana. Nie jestem gotowa na kolejny poród.
-Nie.
– powiedział, unosząc dłonie w geście obrony. – Nauczyłaś mnie walczyć o swoje
i mojego potomka też wywalczę. – dodał pewnie.
-Nie
przeceniaj mnie. – powiedziałam podnosząc się. Jego słowa spowodowały lekkie
rumieńce na moich policzkach. Żaden mężczyzna nie docenił mnie jeszcze w taki
sposób. – Kochany jesteś, wiesz ? – oplotłam rękoma jego kark i pocałowałam w policzek.
-I
zawsze taki będę. – uśmiechnął się
-Halo,
halo. –usłyszeliśmy damski głos, dobiegając z korytarza.
-Tu
jesteśmy.- oznajmił Marco, a w salonie pojawiła się jego mama wraz z Melanie.
-Witajcie
kochani. – kobieta przywitała nas pocałunkiem w policzek, a Mela od razu
oderwała Leo od jego zabawy. Mimo przeszkodzenia ucieszył się na widok babci i
cioci.
-Dobrze,
że przyjechaliście. – stwierdził Marco, wstając z kanapy. – Pójdę na trening, a
wy zajmiecie się Olą.
-Z
wielką przyjemnością.- odparła mama blondyna, zajmując miejsce na kanapie.
-Widzisz
Leoś, w końcu tatuś nas nie będzie ograniczać.- zaśmiała się Mela.
-Nie
przesadzaj, siostra !- upomniał ją blondyn, zakładając torbę na ramię.
-Miłego
popołudnia, kochanie. – pożyczył i pocałował mnie w usta.
-Do
zobaczenia.- uśmiechnęłam się do jego oddalającej się sylwetki.
-No
to opowiadaj, kochana. Jak przygotowania do ślubu. – zaczęła bez ogródek
kobieta po 40.
-Pierścionek
od razu nie oznacza ślubu. – westchnęłam. Lubiłam ta kobietę, ale czasami
potrafi być nachalna. To Marco zdecyduje, kiedy zechce wypowiedzieć przysięgnę.
Do niczego nie będę go zmuszać.
-Oj
przestań. Opowiadaj, co oczekujesz … - Oho, zaczyna się … Ciekawe popołudnie.
------------------------------------------------
Dobiliśmy do setki !
Będzie szczęśliwa ? :D
Sami ocenicie ....
Alex :*
Wow jestem dumna dałaś rade. Rozdział cudowny jak zawsze czekam na kolejny. :D Wenki i buziole ;) xxAsia
OdpowiedzUsuńGENIALNY!! Dobrze, że skończyli z tymi wszystkimi klotniami i się pogodzili. Mam nadzieję, że juz wiecej nie namieszasz co??? Pozdrawiam i czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńNie, koniec z mieszaniem ;D Teraz tylko sielanka ;)
UsuńRozdział cudowny ! :*
OdpowiedzUsuńOj jak słodko między Olą i Marco :)
Czekam na następny i zapraszam do mnie:
http://aleksandra-and-robert-love.blogspot.com/
Pozdrawiam ; *
Już 100! Gratulacje !!! Rozdział super <3 przepraszam że ostatnio nie komentowałam, ale miałam problem z internetem :(
OdpowiedzUsuń100 wybiła ❤
OdpowiedzUsuńCudo, cudo!
Niech juz będzie szczęśliwie noooo.
Informuj o kolejnym ;)