piątek, 14 listopada 2014

Rozdział 101:




~ 2 tygodnie później ~

-Uważaj!- krzyknął Marco, kolejny raz ochraniając mnie przed pocałunkiem z podłogą. Mimo zdjętego gipsu, nadal nie mogłam utrzymać równowagi. 

- Niech żyje zgrabność!- prychnęłam zdegustowana. Dlaczego musze być taką łamagą. Nawet Leoś, który powoli zaczyna chodzić, tyle razy się nie wykoleił.
-Nie dramatyzuj, skarbie. – Marco posadził mnie na kanapie. – To dopiero 2 dzień bez gipsu.
-Ty też byłeś taką łamagą po kontuzji?- popatrzyłam na niego. Oczywiście, że nie był, a teraz nie odzywa się, aby nie zrobić mi przykrości.- No właśnie …
-Kochanie … - westchnął i objął mnie ramieniem. – Wszystko wróci do normy. Najważniejsze, że pozbyliśmy się zbędnego balastu z łóżka.
-Czy ty wszystko musisz sprowadzać do jednego?- odpowiedziałam.
-Przy tobie nie da się inaczej. – pocałował mnie w policzek i wstał, idąc wprost do kuchni. A no tak ! Nawet dziś nie ugotuję swojej rodzinie obiadu. Wywróciłam oczami i zobaczyłam jak Leoś raczkuje w moją stronę.
-Chodź, kochanie. – wyciągnęłam do niego dłonie i podniosłam do góry, aby usiadł na moich kolanach. Odgarnęłam jego brązowe włoski i pocałowałam w czoło.
-Ma-ma. – powiedział, a na moje usta wdarł się szeroki uśmiech.
-Marco ! Słyszałeś to?- krzyknęłam triumfalnie.
-Chcesz coś do jedzenia? – zmienił temat. Oczywiście, że chciał aby jego syn wypowiedział pierwsze „tata”.
-Reus ! Twój syn mówi pierwsze słowa, a ty …
-Jestem dumny. – uśmiechnął się. Położył łokcie na oparciu kanapy i pogłaskał małego po główce. – A powiedz „ta-ta”.- poprosił. Leoś tylko się skrzywił i wtulił w zagłębienie między obojczykiem, a moją szyją.
-Mój synuś. – wyszeptałam, głaszcząc go po plecach.
-Jeszcze to naprawimy. – powiedział poważnie blondyn, znacząco poruszając brwiami, kiedy rozległ się dźwięk dzwonka. – Otworzę.- oznajmił i powędrował do korytarza.
-Śliczny mój. – uśmiechnęłam się do Leo, który bawił się moim wisiorkiem. 

- To ciebie. – usłyszałam za plecami. Odwróciłam się, nadal trzymając Leo i zobaczyłam przerażoną Magdę, co wyrażała jej mina. Była niedbale ubrana w rozciągnięty sweter i szare dresy. Na jej policzkach były delikatne smugi tuszu do rzęs.
-Hej. – mruknęła, próbując się uśmiechnąć, lecz kiepsko jej to wyszło.
-Cześć. – dodałam bardziej entuzjastycznie. –Zapraszam.
-To ja zrobię kawy. – oznajmił blondyn i znów zaszył się w kuchni.
- Hej, słodziaku. – po drodze dotknęła ręki Leo, który znów się zawstydził. Po kim on to odziedziczył ?
-Fajnie, że przyszłaś. Ciągle jestem uziemiona pośród tych czterech ścian. – narzekałam, podając Leo maślane ciasteczko, do którego nie mógł dosięgnąć.
-A ja w innej sprawie. – pierwszy raz spojrzała na mnie. Chyba nie spała całą noc, bo jej oczy były czerwone. –Pogodziłyśmy się i nadal jesteśmy przyjaciółkami, prawda ?
-No tak. – potwierdziłam, nie wiedząc dokąd zmierza ta rozmowa i jaki ma cel.
-Pamiętaj, że nigdy nie zapomnę ci tego co dla mnie robiłaś. Jaka dla mnie byłaś. Gdyby nie ty pewnie nie miałabym żadnej przyjaciółki, której mogę się zwierzyć. Zawsze ci będę za to wdzięczna
-Magda, zaczekaj.- poprosiłam. – O co chodzi ?
-Mam białaczkę. Zostało mi mało czasu. – oznajmiła , a mnie wbiło w kanapę. Że co ?!
-Ale jak to?- wydukałam. Tylko tyle mogłam z siebie wydusić. Ta wiadomość mną wstrząsnęła.
-Przyszłam się pożegnać. Nie oczekuję litości. Jesteś fantastyczną osobą i zasługujesz na szczęście.- wstała z miejsca. Po moim policzku spłynęła łza. Ciekawski Leoś próbował ją złapać, tak jak ja rękę Magdy. Ona nie może być teraz sama. Znam ja dobrze i wiem, że potrzebuje rozmowy, wsparcia i miłości.
-Zaczekaj, proszę. – spojrzałam na nią błagalnie.
-Naprawdę jesteś cudowna, ale daj mi odjeść. Będę tutaj choć nie będziesz mnie widzieć. Będę się tobą opiekować, ale proszę, daj mi wyjść
-Porozmawiaj ze mną. – z moich oczu wypłynął potok łez. Chce z nią spędzić ten czas, który pozostał. Nie chce, żeby to było nasze ostatnie spotkanie.
-Przepraszam. – wyszeptała, a samotna łza spłynęła po jej policzku. – Za wszystko. – dodała i powędrowała w kierunku drzwi. Zdumiony Marco ostatni raz tylko ją przytulił i pozwolił by odeszła. Dźwięk zamykających się drzwi był jak spadający kamień na serce. Odłożyłam Leo na dywan i nie zgrabnie wstałam.
-Kochanie…- zaczął, kiedy szłam po schodach.
-Daj mi chwile. – odpowiedziałam i usiadłam na podłodze pod łazienką. Wtedy całkiem się rozkleiłam. Owszem, była dla mnie okropna, ale nie zasługuje na to, żeby umrzeć. Dlaczego ona ?! Dlaczego teraz ?! Obiecywała, że zawsze będziemy razem, że zostanie świadkową na moim ślubie, że obie w tym samym czasie urodzimy dzieci. A teraz ? Teraz zostanę sama. Tak jakby wraz z jej śmiercią, umierała cząstka mnie. Cząstka najszczęśliwszych przyjacielskich chwil, które spędziłyśmy. Kto teraz będzie opowiadał te głupie żarty, które wcale nie były śmieszne, z czyjej nieuwagi będę się śmiać ? Na samo przypomnienie uśmiechnęłam się w duchu. Nawet nie posmakowała tego co znaczy miłość. Od dziecko opowiadała mi jak ułożone chce mieć życie. Przystojny mąż, labrador i trójka dzieci. Teraz nie ma niczego.
Usłyszałam korki Marco. Wchodził właśnie po schodach. Podciągnęłam nogi pod brodę i otarłam ostatnie łzy. Mężczyzna bez słowa usiadł obok mnie.
-Już dobrze ?- zapytał niepewnie, patrząc na moją twarz.
-Nie wyobrażam sobie gdybym miała was stracić. – chlipnęłam. Blondyn opiekuńczo objął mnie ramieniem, cały czas głaszcząc po włosach.
-Nigdzie się nie wybieram. – próbował być zabawny.
-Masz szczęście. – powiedziałam poważnie, a chwilę potem lekko się uśmiechnęłam. Jak jedna osoba może sprawiać, że po takich wyznaniach, uśmiechasz się i widzisz jakąś szansę na przyszłość, doskonale wiedząc, że ta osoba ci to zapewni.
-Na zawsze będę przy tobie. – jeszcze bardziej wtuliłam się w jego ciało.
-Kocham cię, Marco.
-Ja ciebie jeszcze bardziej. – pocałował mnie w głowę i pozwolił, abym przemoczyła jego koszulkę swoimi, jak groch, łzami. 


----------------------------------------------
Okej, to nie jest dramaturgia ;D 
Marco i Ola dalej są razem ;)
Mogę liczyć tylko na wasze zmiłowanie - jeśli się nie podoba rozdział to po prostu zapomnijcie, że go czytaliście XD :D 
Ale może nie jest tak źle ...  



4 komentarze:

  1. Boski<3 aż łezka w oku się zakręciła ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaaaaaaaaaa CUUUUDO!!!! Tylko czemu odrazu bialaczka co???? Prpsze Cie zrob tak, zeby ona zyla nwm, jakas pomylka w wynikach badan czy cos takiego. pierwsze slowo Leo mama-pieknie bedzie synus mamusi, nie tatusia hihihi kochana czekam na nastepny i baaaaardzo mocno sciskam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże to jest piękne. Hahaha Leo-moim mistrzem. Zakochałam się w tym dzieciaku! Życzę weny i do następnego ;)
    XxAśka

    OdpowiedzUsuń
  4. Leoś <3 kocham go <3 a rozdział super <3

    OdpowiedzUsuń