Rano,
oprócz promieni słońca przedzierających się przez ciemne zasłony, obudził mnie
również dotyk dłoni Marco, błądzących po moim nagim ciele. Był taki aksamitny i
gorący.
-Dzień
Dobry.- przywitał mnie ochoczo z uśmiechem na twarzy.
-Hej.
– odparłam przeciągle, prostując swoje mięśnie na długości lóżka. Upss … Chyba
jestem odrobinę obolała.
-Jak
się spało? – spytał, poprawiając swój łokieć, na którym się podpierał. W pokoju
było aż za duszno. Wszystkie zapachy złączyły się ze sobą. Jego żel pod
prysznic, perfumy, mój nowy balsam do ciała, pot no i nasz wczorajszy stosunek.
-
Bardzo dobrze. – pocałowałam go przelotnie w usta i usiadłam na materacu,
okrywając biust cieką kołdrą.
-Codziennie
tak będzie, kiedy się ze mną ożenisz ?- zapytał marzycielskim tonem i
przyjechał palcami wzdłuż mojego kręgosłupa.
-Jeśli
damy Leo zatyczki do uszu, to pewnie tak. – wzruszyłam ramionami, opanowując
panoszące się w brzuchu motyle, które wraz ze mną obudziły się do życia.
-
Och, tak. – westchnął i otwartą dłonią pacnął sobie w czoło. – Musimy go
odebrać.- oznajmił wcale mnie tym nie zaskakując. Leoś jest jego oczkiem w
głowie i w najbliższym czasie nie powinno się to zmienić.
-W
takim razie idę pod prysznic. – zgrabnie wstałam z łóżka, nadal zakrywając się
białą narzutą. Skąd we mnie teraz tyle pokory ?
Po
orzeźwiającym prysznicu mogłam się wreszcie pokazać ludziom. Włosy dokładnie
rozczesałam i spięłam w koński ogon.
Umyłam
zęby i ubrałam się:
Malowałam
swoje długie rzęsy, kiedy do łazienki wszedł Marco. Po jego włosach, z który
kilka kropel wody spadło na szary T-shirt, stwierdziłam , że zdążył wziąć
prysznic w łazience na dole. W myślach chwalę go za to i widzę ile wysiłku
kosztowało go zaprojektowanie tego domu.
-Ślicznie
wyglądasz. – pochwalił obejmując mnie w biodrach. Pocałował mnie w miejscem tuż
za uchem, co wywołało ciarki na moim ciele, i położył brodę na moim ramieniu.
Ani nie chwilę nie zakłócał naszego kontaktu wzrokowego.
-Teraz
zawsze tak będzie ?- zapytałam, opierając swoją głowę o jego. Ręką dotknęłam
jego policzka, z trzydniowym zarostem, kreśląc na nim bliżej mi nie znane
wzory.
-Skoro
wkrótce zostajesz panią Reus. – stwierdził. Uśmiechnęłam się delikatnie.
-Marzyłam
o tym odkąd cię poznałam, wiesz ? – zerknęłam na niego.
-Wiem.
– uniósł głowę. – Widziałem to w twoich oczach. – wyprężył się dumnie.
-Nie
chwal się! – skarciłam go rozbawiona i dźgnęłam tuszem w brzuch.
-Mówię
prawdę. – uniósł ręce w geście obrony, a ja wróciłam do wcześniej przerwanej mi
czynności i przejechałam szczoteczką po rzęsach, znajdujących się na lewym oku.
O wiele lepiej. – Tak poza tym mam jeszcze jedną niespodziankę.
-Jaką?
– zapiszczałam jak czteroletnia dziewczynka. Szybko odłożyłam tusz na swoje
miejsce i zarzuciłam ręce na szyję Marco.
-Znasz
definicję niespodzianki? – popatrzył na mnie spod długich, jasnych i prawie
niewidocznych, rzęs. Pokiwała twierdząco głową. – To wiesz na jakiej zasadzie
to działa. – odpowiedział. Głośno wypuściłam powietrze z ust. Czy on musi się
tak nade mną znęcać? – Chodź. – złapał mnie za rękę i zaprowadził do samochodu,
uprzednio zamykając za sobą drzwi.
-Jesteś
okropny. – stwierdziłam, zaplatając dłonie na piersi. Bycie dziś obrażoną
niezbyt mi wychodzi.
-
Ty też. – pokazał mi język. Ej !- Bo nie powiedziałaś mi, że moja mama
wypytywała cię o naszą przyszłość. – dodał usprawiedliwiająco.
-
Skąd to wiesz? – zdziwiłam się. Mam nadzieję, że nie wpadł na jakiś durny
pomysł z podsłuchem.
-Melanie
słynie z tego, iż nie potrafi trzymać języka za zębami.
-Ach
! – westchnęłam relaksując się. Chyba zabiłabym go gdyby wpadł na coś tak
głupiego. – Nie znam jej tak dobrze …
-Uwierz
mi, zdążysz. – uśmiechnął się czule i wplótł palce w moją rękę.
Kilkanaście
minut później zajechaliśmy na duży parking. Przed nami stał bardzo dostojny
budynek. Był pomalowany na jasną żółć i wyglądał na zabytek. Nie jestem w
stanie, po pierwszych oględzinach, stwierdzić czym jest, jaką historię ma za
sobą, a tym bardziej kto go zaprojektował. Mimo to był bardzo ładny. Zbyt
krótko jestem w Dortmundzie, aby wiedzieć, gdzie się znajdujemy.
-Gdzie
jesteśmy? – spytałam zaciekawiona, wysiadając z samochodu.
-Myślisz,
że nasza limuzyna się tu zmieści ? – zapytał, oglądając parking.
-Nadal
nie rozumiem po co tu przyjechaliśmy. – drążyłam. Marco pociągnął mnie przed
siebie. Stojąc u wielkich i, jak podejrzewam, ciężkich drzwi , zobaczyłam
niewielki napis.
-
Urząd Stanu Cywilnego ?- zerknęłam na mojego ukochanego.
-Zdziwiona?
– zapytał, lecz moja mina mówiła sama za siebie. – Ustalimy datę. Im szybciej
tym lepiej. – oznajmił otwierając mi drzwi. – Zapraszam przyszła panno Reus. –
powiedział nonszalancko, a kiedy weszłam klepnął mnie w pupę.
Po
godzinie rozmowy z miłą panią, tuż po 30, doszliśmy do porozumienia. Datę
wyznaczono na 26 sierpnia. Zadowoleni wyszliśmy z budynku. Jego wnętrze również
zabierało dech w piersiach. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w stronę domu
Mario. Nadal byłam zaskoczona tym, że dzieje się to tak szybko, ale raz się
żyje. Od dziś tylko „Carpe diem”.
Przy moim ukochanym mężczyźnie i synku.
-Siemanko!
– krzyknął Marco na przywitanie. Nadal nie mogę przyzwyczaić się do tego, że
wchodzą do domu bez pukania.
-Hej.
– przywitała się ciepło Marcelina, całując mnie w policzek.
Chwilę potem w
korytarzu pojawił się Mario.
-
Noc się udała?- zapytał bezceremonialnie za co dostał w bok od mojej kuzynki.
-
Chodźmy stąd. – dodała zażenowana i za łokieć zaprowadziła mnie do salonu,
gdzie bawił się mój synek. Widząc mnie w drzwiach, położył zabawki na podłodze
i uśmiechnął się szeroko.
-
Kochany. – wzięłam go na ręce i ucałowałam w głowę. – Spał ?
-Jak
susełek. – uśmiechnęła się brunetka.
-
Mój. – szepnęłam i usiadłam na fotelu. Leoś najwyraźniej tak się stęsknił, że
nie chciał opuszczać moich kolan.
-
Uf, jesteś tak rozpromieniona, że i mi się udziela. – zaśmiała się, a moje
policzki zapłonęły.
-Ej,
ej. – skarciłam ją ze śmiechem. – Lepiej jakąś kieckę szykuj.
-A
co imprezka? – zapytała triumfalnie. – Musze uciekać z domu, bo Mario chce mieć
drugie dziecko szybciej niż Marco.
-
Boże. – westchnęłam załamana. – Z kim ty się związałaś.
-
Za to ja jestem w zupełności normalny. – oznajmił Marco, stając w progu. Leoś
kilka razy podskoczył z radości, więc Marco wziął go na ręce.
-Słyszałaś
! – przybiegł do nas Mario. – Biorą ślub !
-Co
?!
-
To prawda. – potwierdziłam wstając. Podeszłam do Marco i przytuliłam się do
jego ramienia, aby jeszcze bardziej okazać to co czuję.
-Jejku.
– dodała rozczulonym głosem. – Gratuluję. – pocałowała mnie w policzek.
-A
ty synu cieszysz się ? – zapytał opiekuńczo Marco.
-
Ta-ta. – wypowiedział sylabami, a na twarzach naszej trójki pojawił się szeroki
uśmiech.
-Wiedziałem
! – krzyknął blondyn. –Wiedziałem, że to powie !
-Ja
byłam pierwsza, kotku. – powiedziałam zuchwale i na pocieszenie pocałowałam
Marco w policzek.
-
W takim razie wznieśmy toast. – po dłuższej nieobecności, w salonie pojawił się
Mario z szampanem.
-Był
na wyjątkową okazję. – oznajmił, stawiając butelkę na stole.
-
To jest wyjątkowa okazja. – poprawił go Marco i pocałował mnie w nos.
-
Za zdrowie pary młodej !
-
Za nas. – szeptem powiedział Marco, patrząc mi prosto w oczy. Nie było w nich
ani cienia kłamstwa. Była tylko bezgraniczna miłość, jaką również żywię do tego
mężczyzny, który wywrócił moje nogi do góry nogami i sprawił, że jestem lepsza
i szczęśliwsza, a świat bez niego nie istnieje.
Nasza
sielanka trwała dobre dwie godziny. Kiedy mieliśmy się już szykować do wyjścia
zadzwonił mój telefon.
„-
Tak ? – zapytałam po przyciśnięciu zielonej słuchawki.
-Ola
to ty ? – po drugiej stronie rozpoznałam szloch mamy Magdy.
-
Tak. Dlaczego pani płacze? Stało się coś ?
-
Ona … Ona …
-
Proszę mówić.
-
Magda jest w szpitalu.”
Pod
moimi nogami jakby grunt zaczął się osuwać. Nie pamiętam co jeszcze mówiła mama
mojej przyjaciółki. Oparłam się o ścianę i po niej zjechałam w dół. Musiałam
ochłonąć…
--------------------------------------------------
Serdecznie przepraszam za spóźnienie !
Chciałam tylko powiedzieć, że intensywnie zastanawiałam się nad częścią drugą tego opowiadania, ale kompletnie nie wiem co mogłoby się dziać. Wszystkie pomysły zapisałam tutaj.
Cóż ... jeśli wy macie jakieś wytyczne to zapiszcie je w komentarzach ;D
A ja zmykam szykować się do Kościoła ;)
Aha ... Ostatni rozdział + epirolog pojawią się ... myślę ... w czwartek lub piątek ;(
Pozdrawiam :*
<3 super <3 Marco <3
OdpowiedzUsuńSuper...hmmm pomysłów fajnych nie mam ale wierzę że ty coś fajnego wymyślisz. Leo powiedział tata-ale słodko.. plus jeszcze ten ślub po prostu bomba..szkoda mi tylko Magdy proszę niech przeżyje... Tak po za tym to rozdział jest genialny.. Wenki i buziaki-Aśka
OdpowiedzUsuńRozdział-boski, piszesz jak zwykle super, Leo-słodziak :),
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że znajdziesz jakieś pomysły, bo cały blog jest genialny, czekam na ślub!!!!!
Życzę weny, pozdrawiam:*
Cały ten blog jest idealny...on jest prawie sensem mojego życia dzięki niemu mam co robić c o czytać.Mogła byś jeszcze opisać ślub np..że jedna osoba będzie zgodna z krwią czy szpikiem Magdy...potem kolejne dziecko może u mario i chrzciny czy coś napewno coś wymyślisz :* Sylwia
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle świetny !!! Zapraszam do siebie http://lifemagdyandluke.blogspot.com
OdpowiedzUsuń