niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 103:




Rano, oprócz promieni słońca przedzierających się przez ciemne zasłony, obudził mnie również dotyk dłoni Marco, błądzących po moim nagim ciele. Był taki aksamitny i gorący.
-Dzień Dobry.- przywitał mnie ochoczo z uśmiechem na twarzy.
-Hej. – odparłam przeciągle, prostując swoje mięśnie na długości lóżka. Upss … Chyba jestem odrobinę obolała.
-Jak się spało? – spytał, poprawiając swój łokieć, na którym się podpierał. W pokoju było aż za duszno. Wszystkie zapachy złączyły się ze sobą. Jego żel pod prysznic, perfumy, mój nowy balsam do ciała, pot no i nasz wczorajszy stosunek.
- Bardzo dobrze. – pocałowałam go przelotnie w usta i usiadłam na materacu, okrywając biust cieką  kołdrą.
-Codziennie tak będzie, kiedy się ze mną ożenisz ?- zapytał marzycielskim tonem i przyjechał palcami wzdłuż mojego kręgosłupa.
-Jeśli damy Leo zatyczki do uszu, to pewnie tak. – wzruszyłam ramionami, opanowując panoszące się w brzuchu motyle, które wraz ze mną obudziły się do życia.
- Och, tak. – westchnął i otwartą dłonią pacnął sobie w czoło. – Musimy go odebrać.- oznajmił wcale mnie tym nie zaskakując. Leoś jest jego oczkiem w głowie i w najbliższym czasie nie powinno się to zmienić.
-W takim razie idę pod prysznic. – zgrabnie wstałam z łóżka, nadal zakrywając się białą narzutą. Skąd we mnie teraz tyle pokory ? 


Po orzeźwiającym prysznicu mogłam się wreszcie pokazać ludziom. Włosy dokładnie rozczesałam i spięłam w koński ogon. 

Umyłam zęby i ubrałam się: 

Malowałam swoje długie rzęsy, kiedy do łazienki wszedł Marco. Po jego włosach, z który kilka kropel wody spadło na szary T-shirt, stwierdziłam , że zdążył wziąć prysznic w łazience na dole. W myślach chwalę go za to i widzę ile wysiłku kosztowało go zaprojektowanie tego domu.
-Ślicznie wyglądasz. – pochwalił obejmując mnie w biodrach. Pocałował mnie w miejscem tuż za uchem, co wywołało ciarki na moim ciele, i położył brodę na moim ramieniu. Ani nie chwilę nie zakłócał naszego kontaktu wzrokowego.
-Teraz zawsze tak będzie ?- zapytałam, opierając swoją głowę o jego. Ręką dotknęłam jego policzka, z trzydniowym zarostem, kreśląc na nim bliżej mi nie znane wzory.
-Skoro wkrótce zostajesz panią Reus. – stwierdził. Uśmiechnęłam się delikatnie.
-Marzyłam o tym odkąd cię poznałam, wiesz ? – zerknęłam na niego.
-Wiem. – uniósł głowę. – Widziałem to w twoich oczach. – wyprężył się dumnie.
-Nie chwal się! – skarciłam go rozbawiona i dźgnęłam tuszem w brzuch. 
-Mówię prawdę. – uniósł ręce w geście obrony, a ja wróciłam do wcześniej przerwanej mi czynności i przejechałam szczoteczką po rzęsach, znajdujących się na lewym oku. O wiele lepiej. – Tak poza tym mam jeszcze jedną niespodziankę.
-Jaką? – zapiszczałam jak czteroletnia dziewczynka. Szybko odłożyłam tusz na swoje miejsce i zarzuciłam ręce na szyję Marco.
-Znasz definicję niespodzianki? – popatrzył na mnie spod długich, jasnych i prawie niewidocznych, rzęs. Pokiwała twierdząco głową. – To wiesz na jakiej zasadzie to działa. – odpowiedział. Głośno wypuściłam powietrze z ust. Czy on musi się tak nade mną znęcać? – Chodź. – złapał mnie za rękę i zaprowadził do samochodu, uprzednio zamykając za sobą drzwi.
-Jesteś okropny. – stwierdziłam, zaplatając dłonie na piersi. Bycie dziś obrażoną niezbyt mi wychodzi.
- Ty też. – pokazał mi język. Ej !- Bo nie powiedziałaś mi, że moja mama wypytywała cię o naszą przyszłość. – dodał usprawiedliwiająco.
- Skąd to wiesz? – zdziwiłam się. Mam nadzieję, że nie wpadł na jakiś durny pomysł z podsłuchem.
-Melanie słynie z tego, iż nie potrafi trzymać języka za zębami.  
-Ach ! – westchnęłam relaksując się. Chyba zabiłabym go gdyby wpadł na coś tak głupiego. – Nie znam jej tak dobrze …
-Uwierz mi, zdążysz. – uśmiechnął się czule i wplótł palce w moją rękę. 




Kilkanaście minut później zajechaliśmy na duży parking. Przed nami stał bardzo dostojny budynek. Był pomalowany na jasną żółć i wyglądał na zabytek. Nie jestem w stanie, po pierwszych oględzinach, stwierdzić czym jest, jaką historię ma za sobą, a tym bardziej kto go zaprojektował. Mimo to był bardzo ładny. Zbyt krótko jestem w Dortmundzie, aby wiedzieć, gdzie się znajdujemy.
-Gdzie jesteśmy? – spytałam zaciekawiona, wysiadając z samochodu.
-Myślisz, że nasza limuzyna się tu zmieści ? – zapytał, oglądając parking.
-Nadal nie rozumiem po co tu przyjechaliśmy. – drążyłam. Marco pociągnął mnie przed siebie. Stojąc u wielkich i, jak podejrzewam, ciężkich drzwi , zobaczyłam niewielki napis.
- Urząd Stanu Cywilnego ?- zerknęłam na mojego ukochanego.
-Zdziwiona? – zapytał, lecz moja mina mówiła sama za siebie. – Ustalimy datę. Im szybciej tym lepiej. – oznajmił otwierając mi drzwi. – Zapraszam przyszła panno Reus. – powiedział nonszalancko, a kiedy weszłam klepnął mnie w pupę.




Po godzinie rozmowy z miłą panią, tuż po 30, doszliśmy do porozumienia. Datę wyznaczono na 26 sierpnia. Zadowoleni wyszliśmy z budynku. Jego wnętrze również zabierało dech w piersiach. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w stronę domu Mario. Nadal byłam zaskoczona tym, że dzieje się to tak szybko, ale raz się żyje. Od dziś tylko „Carpe diem”. Przy moim ukochanym mężczyźnie  i synku.
-Siemanko! – krzyknął Marco na przywitanie. Nadal nie mogę przyzwyczaić się do tego, że wchodzą do domu bez pukania.
-Hej. – przywitała się ciepło Marcelina, całując mnie w policzek.


 Chwilę potem w korytarzu pojawił się Mario.
- Noc się udała?- zapytał bezceremonialnie za co dostał w bok od mojej kuzynki.
- Chodźmy stąd. – dodała zażenowana i za łokieć zaprowadziła mnie do salonu, gdzie bawił się mój synek. Widząc mnie w drzwiach, położył zabawki na podłodze i uśmiechnął się szeroko.
- Kochany. – wzięłam go na ręce i ucałowałam w głowę. – Spał ?
-Jak susełek. – uśmiechnęła się brunetka.
- Mój. – szepnęłam i usiadłam na fotelu. Leoś najwyraźniej tak się stęsknił, że nie chciał opuszczać moich kolan.
- Uf, jesteś tak rozpromieniona, że i mi się udziela. – zaśmiała się, a moje policzki zapłonęły.
-Ej, ej. – skarciłam ją ze śmiechem. – Lepiej jakąś kieckę szykuj.
-A co imprezka? – zapytała triumfalnie. – Musze uciekać z domu, bo Mario chce mieć drugie dziecko szybciej niż Marco.
- Boże. – westchnęłam załamana. – Z kim ty się związałaś.
- Za to ja jestem w zupełności normalny. – oznajmił Marco, stając w progu. Leoś kilka razy podskoczył z radości, więc Marco wziął go na ręce.
-Słyszałaś ! – przybiegł do nas Mario. – Biorą ślub !
-Co ?!
- To prawda. – potwierdziłam wstając. Podeszłam do Marco i przytuliłam się do jego ramienia, aby jeszcze bardziej okazać to co czuję.
-Jejku. – dodała rozczulonym głosem. – Gratuluję. – pocałowała mnie w policzek.
-A ty synu cieszysz się ? – zapytał opiekuńczo Marco.
- Ta-ta. – wypowiedział sylabami, a na twarzach naszej trójki pojawił się szeroki uśmiech.
-Wiedziałem ! – krzyknął blondyn. –Wiedziałem, że to powie !
-Ja byłam pierwsza, kotku. – powiedziałam zuchwale i na pocieszenie pocałowałam Marco w policzek.
- W takim razie wznieśmy toast. – po dłuższej nieobecności, w salonie pojawił się Mario z szampanem.
-Był na wyjątkową okazję. – oznajmił, stawiając butelkę na stole.
- To jest wyjątkowa okazja. – poprawił go Marco i pocałował mnie w nos.
- Za zdrowie pary młodej !
- Za nas. – szeptem powiedział Marco, patrząc mi prosto w oczy. Nie było w nich ani cienia kłamstwa. Była tylko bezgraniczna miłość, jaką również żywię do tego mężczyzny, który wywrócił moje nogi do góry nogami i sprawił, że jestem lepsza i szczęśliwsza, a świat bez niego nie istnieje.

Nasza sielanka trwała dobre dwie godziny. Kiedy mieliśmy się już szykować do wyjścia zadzwonił mój telefon.
„- Tak ? – zapytałam po przyciśnięciu zielonej słuchawki.
-Ola to ty ? – po drugiej stronie rozpoznałam szloch mamy Magdy.
- Tak. Dlaczego pani płacze? Stało się coś ?
- Ona … Ona …
- Proszę mówić.
- Magda jest w szpitalu.”

Pod moimi nogami jakby grunt zaczął się osuwać. Nie pamiętam co jeszcze mówiła mama mojej przyjaciółki. Oparłam się o ścianę i po niej zjechałam w dół. Musiałam ochłonąć… 



--------------------------------------------------
Serdecznie przepraszam za spóźnienie !  
Chciałam tylko powiedzieć, że intensywnie zastanawiałam się nad częścią drugą tego opowiadania, ale kompletnie nie wiem co mogłoby się dziać. Wszystkie pomysły zapisałam tutaj. 
Cóż ... jeśli wy macie jakieś wytyczne to zapiszcie je w komentarzach ;D 
A ja zmykam szykować się do Kościoła ;) 
Aha ... Ostatni rozdział + epirolog pojawią się ... myślę ... w czwartek lub piątek ;( 
Pozdrawiam :* 





5 komentarzy:

  1. Super...hmmm pomysłów fajnych nie mam ale wierzę że ty coś fajnego wymyślisz. Leo powiedział tata-ale słodko.. plus jeszcze ten ślub po prostu bomba..szkoda mi tylko Magdy proszę niech przeżyje... Tak po za tym to rozdział jest genialny.. Wenki i buziaki-Aśka

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział-boski, piszesz jak zwykle super, Leo-słodziak :),
    Mam nadzieję, że znajdziesz jakieś pomysły, bo cały blog jest genialny, czekam na ślub!!!!!
    Życzę weny, pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  3. Cały ten blog jest idealny...on jest prawie sensem mojego życia dzięki niemu mam co robić c o czytać.Mogła byś jeszcze opisać ślub np..że jedna osoba będzie zgodna z krwią czy szpikiem Magdy...potem kolejne dziecko może u mario i chrzciny czy coś napewno coś wymyślisz :* Sylwia

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział jak zwykle świetny !!! Zapraszam do siebie http://lifemagdyandluke.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń