niedziela, 2 listopada 2014

Rozdział 98:




~Ola ~
Kiedy się obudziłam, byłam wyciągana z samochodu poprzez kilku ratowników w jaskrawo czerwonych strojach. Nie usłyszałam nawet o czym rozmawiali, bo widząc samochód w opłakanym stanie i dużą ilość krwi na siedzeniu, znów zamknęłam oczy.
            Po odzyskaniu przytomności byłam odrobinę otumaniona, ale czułam się o wiele lepiej. Leżałam w Sali, na łóżku otulona cienką pościelą. Wokół mnie stały pikające maszyny, rejestrując prace mojego serca i nie tylko. Sama już nie pamiętam jak to się stało, że miałam wypadek ani kto był winny. Ja, bo jechałam okropnie wściekła – nie używając ordynarnych słów- czy może ten ślepy kierowca ciężarówki. Umiem jeździć samochodem i Marco wiele razy to potwierdzał! No właśnie … Marco. Wie? Przyjedzie? Martwi się ? Tak, łudź się Mielewczyk. Najpierw rzucasz go jak starą zabawkę, nie słuchając wyjaśnień, a teraz oczekujesz chociaż odrobiny wsparcia.
            Próbowałam odwrócić się na drugi bok i wtedy poczułam jak moja noga jest uwięziona w ciężkim gipsie. No to naprawdę się załatwiłam.
            Nie minęło kilka minut, kiedy usłyszałam jak ktoś kłóci się z lekarzami. Był to typowo męski głos. Pewnie jakiś świeżo upieczony tatuś chce odwiedzić swoją żonę i potomka – pomyślałam.  Zaraz, zaraz. Przecież ja nie jestem na położniczym. Przez tą ranę w głowie chyba cały mózg mi wypłynął. Skarciłam się surowo w myślach i wsłuchałam w coraz głośniejsze krzyki. Po chwili jednak zrozumiałam, ze ten głos nie należy do kogo innego jak Marco. Czyli jednak przyjechał. Uśmiechnęłam się szeroko i gorączkowo czekałam na jego przyjście, a motyle w moim brzuchu pojawiły się jak przy pierwszym spotkaniu.
- Ola- podbiegł do mojego łóżka i ścisnął dłoń. Nie był tym Marco, który w tej sytuacji bał się każdego ruchu. Tak jakby zapomniał o naszej kłótni co w pewien sposób mnie ucieszyło. 
-Przepraszam, Marco. – wydukałam, czując w gardle wielką gulę. – Nie pozwoliłam ci …
-Cicho – cmoknął mnie w usta. Zawsze tak robił, kiedy za dużo paplałam.- Teraz to nie ważne – uśmiechnął się, a moje serce chciało wyskoczyć. Przyjechał, przebaczył – czy może być coś piękniejszego ? – Powiedz, dlaczego pojechałaś do Monachium- usiadł na łóżku, dalej trzymając moją dłoń.
- Ewa nic ci nie powiedziała ? – zapytałam. Nie wiem, czy będę w stanie mu to powiedzieć.
-Nie, bo akurat Leo zaczął płakać- oznajmił ,ciągle patrząc mi w oczy.
- Byłeś u niego ?- moje gałki oczne powiększyły się.
-Tak. Bardzo za wami tęskniłem- przyznał.
- My za tobą też- wiele kosztowało mnie, by dotknąć jego policzka z trzydniowym zarostem. Powoli usiadłam i zbliżyłam do jego twarzy. Jego ręka podtrzymywała moje plecy, kiedy ja skupiałam się na czułym pocałunku.
- To powiesz mi ? – ponaglił, głaszcząc mnie po plecach. Westchnęłam cicho i położyłam głowę na jego ramieniu.
- Anka zabiła nasze dziecko. Nie Roberta. Ono było twoje – wydukałam nieskładnie.
- Poczekaj.- złapał mnie za ramiona tak, że patrzyłam teraz na jego twarz. – Powtórz, bo nie rozumiem.
- To było nasze dziecko. Robert zapłacił za podrobienie wyników badań.- moja dola warga drgnęła przygotowując się do wybuchu płaczu.
- Skurwysyn – widziałam jak narasta w nim złość. Mocno zacisnął żuchwę, robiąc to samo z mięśniami całego ciała.
- Dowiedziałam się dziś rano- oznajmiłam, przytulając się do jego ciała- To była dziewczynka … nasza mała córeczka- chlipnęłam, kiedy przed oczami pojawiły się mroczki, a w głowie zakręciło. Gdyby nie ręka Marco pewnie leżałabym już na podłodze.
- Skarbie?- czułam jak delikatnie klepie mnie po policzku – Co ci jest, Ola, błagam otwórz oczy ! – krzyczał, a wszystkie maszyny razem z nim. Moim umysłem zawładnęła ciemność, a ciało stało się niczym wiotka roślinka.
- Proszę się odsunąć! – do pomieszczenia wbiegł lekarz.
- Co jej jest ? – pytał niespokojny.
- Zakrzep ze złamanej nogi, tak podejrzewam- stwierdził osłuchując moje serce- Zabieramy ją na blok ! – krzyknął do pielęgniarek.
- Ale jak to ?
- Stan jest poważny. Nie mogę teraz udzielać informacji
- Niech pan ją ratuje …
- Zrobimy wszystko co w naszej mocy … 

 -------------------------------------------
Tak, wiem ... dramat. 
Ale ... 
Jak się czujecie po wczorajszym meczu ? :)
Nie dane było mi oglądać, ale po Borussia grała CUDOWNIE (szczególnie ten gol Marco) ! Do końca walczyła o swoje ! 
Dalej jestem z nimi i wierzę, że od teraz podniesiemy swój wynik w tabeli :)
Pozdrawiam, Alex :* 

A tu kilka zdjęć z wczoraj :




3 komentarze:

  1. Odkryłam twojego bloga dokladnie wczoraj i tak mnie wciągnął że przeczytałam cały. Jedynie co mnie denerwuje to czasami dziecinne zachowanie Oli

    OdpowiedzUsuń
  2. Z nią musi być wszystko dobrze, rozdzial cudowny ❤❤
    Zapraszam do siebie na blog o Marcowy, Durmie i Alice 😍

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana ! Boski rozdział;*
    Czekam nn !:3

    OdpowiedzUsuń