czwartek, 25 września 2014

Rozdział 88:




Ostatnie słowa Marco porządnie mną wstrząsnęły. Jeszcze nigdy nie widziałam , żeby płakał nawet wtedy, kiedy się rozstaliśmy. Całe popołudnie zajęły mi te refleksje. Nigdy nie mówił o sowich byłych ani dlaczego się rozchodzili, jednak Claudia pobiła wszystko. Oszem może ja też straciłam dziecko, ale nie było to zamierzone. Wypadek. Wypadek, którego nie zapomnę do końca życia.
                Od mojej rozmowy z Marco minął już tydzień. Powoli wracam do normalnego życia( czyt. Nie leżę już cały dzień na kanapie i nie wpatruję się w sufit). Co dzieje się u Marco ? O tym informuj mnie codziennie Mario. Opowiadał jak chodzi struty i tęskni za nam, a Claudię już dawno odesłał do diabła.
                Dziś postanowiłam spotkać się z blondynem. Leoś nie może zapomnieć taty. Po zachowaniu małego wnioskuję, że również tęskni za tatą. Wieczorami płacze, jest rozdrażniony…
- Czy mi się wydaje, ale ty właśnie się uśmiechasz – do łazienki weszła Marcelina, kiedy robiłam makijaż. Delikatny i skromny. 

- Wydaje ci się – stwierdziłam, doskonale ukrywając emocje i schowałam kosmetyki. Tak ! Byłam cholernie szczęśliwa, że znów go zobaczę.
- Pogódźcie się w końcu – powiedziała błagalnym tonem i zilustrowała mój strój.

- Jeżeli wam przeszkadzamy to powiedz – zabrałam Leo z łóżka i włożyłam do wózka, przykrywając cienkim kocykiem.
- Nie ! – krzyknęła w geście obrony – Chyba nie chcesz, aby Marco stracił swoją dotychczasową formę – to już się nazywa szantaż emocjonalny.
- Nie chcę, ale potrzebuję jeszcze czasu – tak naprawdę to mu uwierzyłam, ale nie jestem pewna czy mogę ufać. Nie chcę być codziennie zazdrosną zołzą. Pocałowałam kuzynkę w policzek i opuściłam dom. Spacerkiem udałam się do parku, gdzie na ławce z bukietem kwiatów w ręce, czekał Marco. 

- Cześć – mój głos sprawił, że podniósł głowę. Wstał i wręczył mi bukiet lecz, kiedy chciał pocałować w policzek, odsunęłam się. Wybaczyłam mu, bo mam pewność, że mnie nie zdradził i cholernie za nim tęsknię, ale nadwyrężył mojego zaufania, którego nie odbuduję z dnia na dzień.
- Dobrze Was widzieć- uśmiechnął się
- Piłeś- złapałam jego podbródek i dokładnie obejrzałam. Pił. Znam go długo i wiem, kiedy rozpoznać ten stan.
- Nie- zaprzeczył, unosząc ręce w geście obrony
- Nie okłamuj mnie – westchnęłam – Zastanawiałeś się może kto się nami będzie opiekował, kiedy stracisz pracę ? – zapytałam z uśmiechem.
- To oznacza, że … wrócicie ? – zapytał niepewnie.
- Marco posłuchaj – odeszłam od wózka i przybliżyłam do chłopaka, łapiąc w pięści jego marynarkę. – Wybaczyłam ci i dobrze o tym wiesz, że cię kocham , ale musisz poczekać zanim wrócimy. Oczywiście nie bronię ci się spotykać z małym …
- Będę czekał ile zechcesz – pocałował mnie w głowę, kiedy z wózka rozległo się gaworzenie Leo.
- Chodź tu – Marco wziął go na ręce. Muszę przyznać, że mimo alkoholu jakoś trzymał się na nogach. – Urosłeś piłkarzu ! – zaśmiał się
- Po tacie – skomentowałam.
                W parku spędziliśmy całe popołudnie. Jeszcze nigdy nie widziałam cudowniejszego widoku ojca z synem. Szczerze to myślałam, że droga do domu Marceliny będzie o wiele dłuższa. Nie chciałam się rozstawać z Marco.
- Pamiętaj o co cię prosiłam. Masz grać dla nas ! – pogroziłam mu palcem, opierając się o furtkę.
- Będę miał to na uwadze – puścił mi oczko, a moje nogi zrobiły jak z waty. Dobrze, że ta furtka tu jest. – Szkoda, że tu już – stwierdził, patrząc na dom.
- Zawsze możesz odwiedzić nas jutro – zaproponowałam
- A ciebie  ? – spytał skoncentrowany, głaszcząc małego po główce.  Odszedł do wózka i zrobił to czego się obawiałam. Podszedł bliżej. Nie widząc sprzeciwu na mojej twarzy, położył ręce na mojej tali.
- Będę na zajęciach w Gym zone – oznajmiłam
- Dalej się odchudzasz ? – mruknął z niezadowoleniem
- Dam o siebie Marco , dbam – poprawiłam go. Nie wiem, ale chyba wydaje mi się, że jego twarz jest coraz bliżej, a pijacki oddech czuję na policzku – A teraz idź już spać, bo jutro musisz być na treningu – szybko pocałowałam go w policzek. Złapałam za rączkę wózka i ruszyłam w stronę domu.
                W środku Marcelina i Mario spędzali wieczór na kanapie. W sumie należało im się trochę prywatności. Po cichu z Leo udaliśmy się na górę, gdzie zajęliśmy łóżko.
- Tatuś napisał- przysunęłam się do dziecka, oglądającego żyrandol i otworzyłam wiadomość.

Powinienem spać, ale zapomniałem zapytać czy nie chciałabyś pójść jutro ze mną na kolację?

Zaśmiałam się pod nosem i odpisałam:
Jeżeli zrobisz ją sam :D

Haha i tu cię mam Reus ! Ty nie umiesz gotować.

Jak dobrze pójdzie to uda mi się coś zrobić

Hmmm…

W takim razie jutro o 19.00 ;)

Odłożyłam telefon na szafkę.
- Widzisz skarbie – pocałowałam Leo w głowę – Tatuś nas kocha i bardzo się stara – Otuliłam dziecko swoim ciałem i razem udaliśmy się w objęcia Morfeusza. 



------------------------------------------------------
Dodaję i lecę pisać kolejny ;)
Przed chwilą zauważyłam, że zgubiłam rozdział napisany na kartce. 
Czeka mnie więc improwizacja ! ;) 
Z tej okazji następny w niedzielę :) 
Miłego wieczoru 
Pozdrawiam, Alex :* 

 

1 komentarz:

  1. Siemka tu Ewi Borussen. Rozdział jak zawsze genialny. Marco ty pijaku mam nadzieję że za nie długo się pogodzą. Czkam z niecierpliwością na nexta serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń